10-09-2013, 11:00 PM
Witam! Od pewnego czasu miewam spory problem z moim drzewkiem.
Od zawsze uwielbiałam rośliny, do których niestety nie miałam szczęścia. Rok temu, w Listopadzie, dostałam śliczną Karmonę. Słyszałam, że drzewko jest dość ciężkie w hodowli, jednak dłuższy czas trzymało się dobrze. Jeśli dobrze pamiętam - do Marca. Już w lutym widziałam jednak przebarwione listki, które gubiła, być może było to spowodowane zmianą miejsca. Na dworze była wtedy dość ładna pogoda, wystawiłam więc drzewko na zewnątrz. Pogoda utrzymywała się drugi dzień, w którym postanowiłam pojechać na zlot motocyklowy - zostawiłam drzewko mamie. Powiedziałam, żeby podlewała rano, albo gdy zajdzie słońce, jeżeli ma stać na dworze (mama "zraszania" wręcz nie akceptuje). Powiedziałam, żeby zabrała je z dworu, gdy pogoda się "polepszy", zapowiadało się trochę upałów (Uk )Wróciłam trzy dni później, drzewko niestety nadal stało na dworze. Suche listki, przesuszona ziemia, można było wyjąć wszystko z doniczki, przechylając ją. Od razu zamoczyłam doniczkę w wodzie, odczekałam trochę, wyjęłam i zostawiłam na kilka dni. Nie pomogło. Szok termiczny? Nie nawoziłam, sądząc, że mogę tylko zaszkodzić, zaczęłam znów robić to jakiś miesiąc temu. W trakcie tego (wiem, nie powinnam, tylko je osłabiłam), zmieniłam ziemię na mieszankę Akadamy z ziemią "uniwersalną", delikatnie przycięłam korzonki, co jakiś czas sprawdzam teraz, czy żyje, delikatnie drapiąc korę. Zielono, jednak chyba tylko przy samym pniu. Drzewko w ogóle nie ma listków, nie rośnie na nim totalnie nic, kora zrobiła się biała, jakby przesuszona (zraszam, starając się cały czas utrzymywać wilgotność).
Drzewko tak stało i stało, co jakiś czas tylko je zraszałam, chciałam dać mu odżyć. Przypomniała mi się rada mojej babci dotycząca rozmawiania z roślinami, puszczania im muzyki klasycznej, nic nie działało. Totalnie nic.
Jakiś czas przyjechał mój dziadek, okropnie się mu nudziło. Zaczął więc przesadzać wszystkie moje rośliny, "pielęgnować" je. Drzewko jednak wydawało mi się stać dość krzywo, chciałam więc to "poprawić". Wysypałam ziemię do miski, delikatnie je wyjęłam.... WSZYSTKIE korzonki były obcięte! Wszystkie. Nie ma ani jednego, malutkiego korzonka, tylko dwa-trzy większe, dość krótkie konary. Złapałam się za głowę. Zauważyłam, że "konary" są dość grube i chyba nie mają szans pić wody, delikatnie więc starłam z nich warstwę wierzchnią, pod spodem drewno jest bardzo ciemne. Załamuję się teraz, boję się, że nie przeżyje długiego okresu... Jakiekolwiek rady od tych "bardziej" doświadczonych?
A może chcielibyście zobaczyć zdjęcia?
Z góry dziękuję,
Natalie.
Od zawsze uwielbiałam rośliny, do których niestety nie miałam szczęścia. Rok temu, w Listopadzie, dostałam śliczną Karmonę. Słyszałam, że drzewko jest dość ciężkie w hodowli, jednak dłuższy czas trzymało się dobrze. Jeśli dobrze pamiętam - do Marca. Już w lutym widziałam jednak przebarwione listki, które gubiła, być może było to spowodowane zmianą miejsca. Na dworze była wtedy dość ładna pogoda, wystawiłam więc drzewko na zewnątrz. Pogoda utrzymywała się drugi dzień, w którym postanowiłam pojechać na zlot motocyklowy - zostawiłam drzewko mamie. Powiedziałam, żeby podlewała rano, albo gdy zajdzie słońce, jeżeli ma stać na dworze (mama "zraszania" wręcz nie akceptuje). Powiedziałam, żeby zabrała je z dworu, gdy pogoda się "polepszy", zapowiadało się trochę upałów (Uk )Wróciłam trzy dni później, drzewko niestety nadal stało na dworze. Suche listki, przesuszona ziemia, można było wyjąć wszystko z doniczki, przechylając ją. Od razu zamoczyłam doniczkę w wodzie, odczekałam trochę, wyjęłam i zostawiłam na kilka dni. Nie pomogło. Szok termiczny? Nie nawoziłam, sądząc, że mogę tylko zaszkodzić, zaczęłam znów robić to jakiś miesiąc temu. W trakcie tego (wiem, nie powinnam, tylko je osłabiłam), zmieniłam ziemię na mieszankę Akadamy z ziemią "uniwersalną", delikatnie przycięłam korzonki, co jakiś czas sprawdzam teraz, czy żyje, delikatnie drapiąc korę. Zielono, jednak chyba tylko przy samym pniu. Drzewko w ogóle nie ma listków, nie rośnie na nim totalnie nic, kora zrobiła się biała, jakby przesuszona (zraszam, starając się cały czas utrzymywać wilgotność).
Drzewko tak stało i stało, co jakiś czas tylko je zraszałam, chciałam dać mu odżyć. Przypomniała mi się rada mojej babci dotycząca rozmawiania z roślinami, puszczania im muzyki klasycznej, nic nie działało. Totalnie nic.
Jakiś czas przyjechał mój dziadek, okropnie się mu nudziło. Zaczął więc przesadzać wszystkie moje rośliny, "pielęgnować" je. Drzewko jednak wydawało mi się stać dość krzywo, chciałam więc to "poprawić". Wysypałam ziemię do miski, delikatnie je wyjęłam.... WSZYSTKIE korzonki były obcięte! Wszystkie. Nie ma ani jednego, malutkiego korzonka, tylko dwa-trzy większe, dość krótkie konary. Złapałam się za głowę. Zauważyłam, że "konary" są dość grube i chyba nie mają szans pić wody, delikatnie więc starłam z nich warstwę wierzchnią, pod spodem drewno jest bardzo ciemne. Załamuję się teraz, boję się, że nie przeżyje długiego okresu... Jakiekolwiek rady od tych "bardziej" doświadczonych?
A może chcielibyście zobaczyć zdjęcia?
Z góry dziękuję,
Natalie.